Rany, których nie widać

Miniatura

Siniaki, zadrapania, otwarte rany, stłuczenia... One mówią wszystko. Nie da się zaprzeczyć, że osoba, która je posiada wymyśliła sobie coś, udaje lub że postradała zmysły. Oczywiście, zawsze można zarzucić, że po pijaku spadła ze schodów, wpadła pod samochód albo że sama siebie okaleczyła. To jednak skrajne przypadki, prawda? Nie tak częste i raczej rzadko takie rzeczy zarzuca się ofiarom. Z przemocą psychiczną sprawa ma się zupełnie inaczej.

 

Jak bowiem udowodnić komuś, że boli mnie dusza, bo jestem zamknięta strachem i lękiem spowodowanym przez szantaż manipulatora? Jak wykazać, że nie mogę podejmować samodzielnych, wolnych decyzji, bo narażam się w ten sposób na niezadowolenie, deprywację, karanie ciszą? Jak wytłumaczyć, że kupuję zawsze najtańszy krem i unikam „zbędnych” wydatków, jak ognia, bo wszystkie paragony są dokładnie analizowane, sprawdzane i każda kwota wypływająca z konta musi być skupulatnie wytłumaczona? Jak powiedzieć, że każde samodzielne wyjście z domu jest zarzutem, że z pewnością ktoś mnie zaczepi, poderwie i że komuś się spodobam na tyle, że mnie zwyczajnie „przechwyci’? Jak to powiedzieć światu, że jest się traktowanym, jak obiekt i pronad wszystko- jak samemu to zobaczyć i uświadomić sobie skalę tego zjawiska, które nie zostawia żadnych śladów?

 

Nie ma jednego profilu ofiary przemocy psychicznej- każdy może się nią stać. Są jednak pewne cechy, które warunkują podatność na takie doświadczenia. Różne źródła podają między innymi takie elementy, jak: niska samoocena, potrzeba bycia akceptowanym i kochanym (choć przecież wszyscy to mamy!), duży poziom wrażliwości i empatii, trudność w stawianiu granic, wyrastanie w poczuciu winy i wstydu czy lękowe usposobienie. Prawda jest też taka, że aby był kat, musi też być ofiara. To okrutne, ale prawdziwe...

 

Skutki bycia ofiarą takiej przemocy są zatrważające: depresja, problemy z pamięcią i koncentracją, izolacja społeczna, chroniczne zmęczenie, problemy ze snem lub całkowita bezsenność, różne bóle w ciele (trauma zapisuje się w naszych ciałach!), zaburzenia odżywiania, myśli samobójcze, a nawet trwałe uszkodzenia mózgu, jako efekt długotrwałego stresu i życia w nieustannym lęku. 

 

Jestem ofiarą przemocy psychicznej i dziś już nie mam oporów, aby mówić o tym głośno. Doświadczyłam jej w dzieciństwie i wypracowałam u siebie różne mechanizmy, które umożliwiły mi przetrwanie w tamtym czasie. Przez to stałam się podatna na manipulacyjne i przemocowe zachowania w dorosłym życiu. Nie lubię jednak słowa „ofiara”- odbiera mi ono sprawstwo i możliwość działania. Wpycha mnie do kąta i czyni bezradną. Zdecydowanie unikam tego określenia i za wszelką cenę staram się przekuć ten stan w odpowiedzialność. Dziś wiem, że mam wpływ na swoje życie i nikt ani nic nie może mi go odebrać. Żyję w czasach, w których mam szereg możliwości, aby wydostać się z tego bagna. Potrzebna jest jedank duża odwaga i determinacja, aby stawić temu czoła. Mam jednak to szczęście, że dostałam te cechy w spadku od moich przodkiń, a niektóre z nich mogłam nawet obserwować na żywo i odbierać świadectwo ich niezłomności i wytrwałości w obliczu różnych trudów życia, także tych sprowadzanych przez ich najbliższych. 

 

Przełamuję więc barierę wstydu, zakłamania i poczucia winy, w której pływałam przez lata. Z jednym tylko sobie nie radzę- z wszechogarniającym poczuciem rozczarowania i ogromnego zawodu... Powierzyłam swoje życie człowiekowi, który na to zupełnie nie zasługiwał i ten fakt każdego dnia odbiera mi jedną cząstęczkę siły, na którą tak ciężko pracuję. To boli...